Urugwaj to powierzchniowo jedno z mniejszych państw Ameryki Południowej. Niewielke i niepozorne, często pomijane jest przy planowaniu podróży po tym kontynencie. Argumentem jest to, że przecież nie posiada tak spektakularnych widoków jak jego sąsiedzi. Poniekąd jest to prawda. Urugwaj nie ma swojej Patagonii, nie ma dostępu do choćby kawałka Andów i niewątpliwie nie ma pięknych dżungli Amazonii. Kraj ten w swoim repertuarze ma za to coś innego. Ponad 600 km szerokiego, czystego, piaszczystego wybrzeża, od którego nie sposób oderwać wzroku. Dodając do tego chillową, surferską atmosferę chwilami naprawdę czuliśmy jakbyśmy wrócili na wschodnie wybrzeże Australii. W tym wpisie pokażemy ci co warto zobaczyć w Urugwaju.
Oprócz wszechobecnych plaż Urugwaj jest fascynujący również, a może przede wszystkim, z innego powodu. Jest o wiele bardziej otwarty i liberalny niż reszta południowoamerykańskich (i nie tylko) państw. Marihuana jest legalna i tania, a pracownicy seksualni mogą liczyć na świadczenia społeczne. Pary tej samej płci mogą zarówno zalegalizować swój związek, jak i adoptować dziecko. Natomiast każdy uczeń dostaje laptopa, a każdy kto przejdzie na emeryturę swój własny tablet!
Niestety jest jeden haczyk – Urugwaj jest jednym z najdroższych krajów Ameryki Południowej (i jak dla nas świata). Ceny w sklepach spożywczych są porównywalne z cenami w tych droższych stolicach europejskich. Jeśli jednak nadal jesteś zainteresowany wizytą w tym państwie (powinieneś!) zapraszamy do przeczytania naszego małego przewodnika o tym, co warto zobaczyć w Urugwaju. Pssst – jeśli chcesz dowiedzieć się jak dostać się tutaj z Argentyny – zerknij do naszego wpisu o tym jak dopłynąć z Buenos Aires do Colonia del Sacramento.
Co zobaczyć w Urugwaju?
Colonia del Sacramento
Dzięki licznym promowym połączeniom z Argentyną to prawdopodobnie właśnie tutaj twoja stopa dotknie po raz pierwszy urugwajskiej ziemi. Colonia del Sacramento jest małym, urokliwym miasteczkiem, które wygląda troszkę jakby zatrzymało się w czasie. Jest dawną portugalską kolonią, co można łatwo zauważyć dzięki takim detalom jak charakterystyczne azulejos z nazwami ulic czy numerami domów. Brukowane uliczki, stare samochody, port oraz plaża skierowana na zachód słońca tworzą spójną całość. Wygląda to szczególnie pięknie podczas złotej godziny. Polecamy usiąść z małym piwem na murku o wieczornej porze i wraz grupą lokalsów podziwiać zachodzące słońce. Jeżeli będziesz miał szczęście i pogoda dopisze, na horyzoncie z pewnością zobaczysz wieżowce argentyńskiej stolicy!
Montevideo
Montevideo to stolica tego niewielkiego kraju. Jak to ze stolicami bywa – niektórzy ją kochają, inni nie za bardzo. Na nas akurat to miasto nie zrobiło większego wrażenia i za drugim razem moglibyśmy je z łatwością pominąć. Prawdą jest jednak to, że Montevideo jest przepięknie położone. Wręcz grzechem byłoby nie przyjść na plażową promenadę o zachodzie słońca, aby wraz z miejscowymi kontemplować kończący się dzień. Urugwajczycy to bezsprzecznie bardzo towarzyscy ludzie i uwielbiają grupkami spędzać czas na świeżym powietrzu. Oczywiście w towarzystwie obowiązkowej mate! Kochają oni yerbę i piją ją dosłownie wszędzie. Nie zdziw się widokiem termosów pod ich pachami oraz matero (naczynko do yerby) w ręce w każdej możliwej sytuacji, od przechodzenia przez ulicę po oczekiwanie na przystanku autobusowym. Oprócz plaży polecamy wybrać się na Plaza Independecia oraz na lokalny food market gdzie serwują różnorodne smażone w głębokim oleju empanadas. Spróbuj szalenie słodkich z dulce de leche, czekoladą i orzechami. Zdrowe? Nie. Pyszne? No raczej!
Punta del Este
Punta del Este w Urugwaju można porównać do Sopotu w Polsce lub do takiego Monte Carlo w Europie. Miasteczko dla bogatych ludzi, którzy lubią i potrafią wydać całkiem sporo pieniędzy na rzeczy, które może niekoniecznie są tyle warte. Na miejscu znajdziesz pełno drogich jachtów, kasyn, drogich samochodów oraz jak to w Urugwaju – piaszczyste i, w tym przypadku, zatłoczone plaże. O zachodzie słońca spotkasz tam wiele relaksujących i bawiących się ludzi, dobrą muzykę i zapach wszechobecnej wolności. Niedaleko centrum miasta zlokalizowana jest znajomo wyglądająca, wystająca z piachu ogromna dłoń. Los Dedos jest dziełem chilijskiego artysty Mario Irarrázabal Covarrubia, który ewidentnie lubuje się w tego typu rzeźbach (można je też znaleźć w chillijskich Puerto Natales i San Pedro de Atacama). Jeśli interesuje cię fotografia, jest to całkiem fajne miejsce na wschód słońca.
Jeżeli znajdziesz trochę więcej wolnego czasu, możesz przejechać się do Casapueblo zobaczyć kultowy hotel, który przypomina trochę greckie Santorini.
La Pedrera
To malutkie miasteczko to urugwajski raj dla hipsterów. W La Pedrera znaleźć można szerokie, piaszczyste plaże, idealne do podziwiania zachodu słońca klify, niepowtarzalny surferski klimat oraz uliczki wypchane po brzegi rękodziełem oraz pamiątkami. My dodatkowo w małym sklepiku nieco skrytym w bocznej uliczce znaleźliśmy najlepsze alfajores jakie dane nam było zjeść w całej Ameryce! Miejsce to jest całkiem fajną alternatywą dla wielkomiejskich klimatów. Można zatrzymać się albo w samej La Pedrerze albo w oddalonej o 15-minutowy spacer wzdłuż plaży wioseczce Punta Rubia. Stąd zdecydowanie warto podziwiać piękny wschód słońca, a miłośnicy free-campingu mogą też rozłożyć tu swój namiot. Rekomendujemy zatrzymać się w Casa de La Luna (nie tylko dlatego, że nasz kotek ma na imię Luna). Jest to całkiem fajne miejsce noclegowe w rozsądnej jak na Urugwaj cenie (20USD/za noc za 2 osoby) ze smacznym śniadaniem i super klimatem.
Jeżeli tak jak my nie możesz znaleźć dworca autobusowego w La Pedrera oto namiary dla ułatwień w przyszłości: -34.592030, -54.132935, La Pedrera, Urugwaj. www.google.maps.com
Cabo Polonio - miejsce, które koniecznie trzeba zobaczyć w Urugwaju
Prawdziwa perełka. Na naszej liście tego co zobaczyć w Urugwaju to miejsce byłoby numerem jeden! Na wstępie zaznaczymy, że miejsce to nie ma nic wspólnego z naszym ukochanym krajem. Nazwa wzięła się od kapitana Josepha Poloniego, którego statek rozbił się właśnie w tamtych rejonach. Cabo Polonio była niegdyś niewielką rybacka mieściną, gdzie oprócz lwów morskich i kupców nikt celowo się nie zapuszczał. Dziś bezsprzecznie miejsce to znane jest przede wszystkim z rozległych wydm, kolorowych domków oraz wypoczywających na plaży lwów morskich. No i unoszącego się w powietrzu zapachu marihuany.
W Cabo Polonio nie ma bieżącej wody, a do kąpieli wykorzystuje się deszczówkę. Nie ma supermarketów, ale w dwóch małych sklepach bez problemu znajdziesz produkty bez glutenu, dla wegan i chorych na celiakię. Prawdziwej elektryczności tam nie uświadczysz, a wieczorami osada rozświetla się przy świecach i ogniskach. Nie prowadzi tu żadna sensowna droga, a na miejsce dowozi cię specjalny autobus 4×4, który wygląda trochę jak śmieciarka. W miasteczku nie ma chodników, jedynie piasek więc właściwie cały pobyt możesz przechodzić na bosaka. Nie ma powitalnych drinków w hostelach, są za to powitalne jointy. I to jest właśnie to co wyróżnia to miasteczko pośród innych – brak dobrodziejstw cywilizacji oraz panujący tam niepowtarzalny chill.
Logistyka
Mimo zdecydowanie podstawowych warunków Cabo Polonio nie jest najtańszą destynacją. Co prawda wstęp do Parku Narodowego jest darmowy jednak jedyne możliwości dostania się do wioski od wejścia głównego to dziesięciokilometrowy spacer przez wydmy w palącym słońcu lub zapłacenie za transport wspomnianym już wcześniej busem. Taka przyjemność kosztuje 270 peso urugwajskich za osobę za transport w dwie strony. Bilet jest ważny bodajże rok co oznacza, że możesz się ze spokojną głową zasiedzieć w Cabo Polonio! W kasie można płacić tylko gotówką – jeśli jej nie posiadasz to zaraz obok jest bankomat. Autobusy jeżdżą od 7:30 do 22:00 praktycznie co godzinę. Noclegi na miejscu też do najtańszych nie należą – najtańszy nocleg jaki udało nam się znaleźć kosztował nas 30USD za dwie osoby i było to łóżko w dormie. Noclegi w namiocie na dziko są tu niedozwolone. Jeżeli nie wiesz gdzie zatrzymać się w Cabo Polonio, zawitaj do hotelu Ajo Aloha – jest on bardzo klimatyczny i znajduje się praktycznie na plaży.
Co do aktywności na miejscu to na pewno warto wybrać się na wycieczkę do latarni morskiej gdzie za dnia wylegują się ogromne lwy morskie. Śmierdzą one straszliwie więc przygotuj się na to! W wolnym czasie możesz wybrać się również w stronę niedaleko zlokalizowanego małego miasteczka Barra de Valizes. Tam również znajdziesz spokój i piękne wydmy, tym razem już z prądem i bieżącą wodą.
Punta del Diablo / Santa Teresa
Co prawda planowo powinniśmy wylądować właśnie w Punta del Diablo, ale przypadkiem wybraliśmy Park Narodowy Santa Teresa. Miejsce to okazało się strzałem w dziesiątkę. Park ten jest po prostu ogromnym zalesionym kempingiem, na którym w porze letniej nocują setki ludzi. Na miejscu jest jeden sklep (ceny oczywiście adekwatnie zawyżone), jeden warzywniak, kilka barów, przepiękna plaża, ograniczony zasięg i ciepła woda dwa razy dziennie. Czego chcieć więcej? Co ciekawe można tam też bez problemu rozpalić ognisko (co niewątpliwie w Parkach Narodowych zdarza się rzadko). Santa Teresa wydaje się idealnym miejscem jeżeli chcesz wypocząć od wszechobecnego zgiełku, hałasu i internetu. Polecamy zaszyć się tam na kilka dni i poopalać na przepięknych plażach. Cena za noc na kempingu bez dostępu do prądu to bardzo przyjemne 360 peso urugwajskich za 2 osoby.
Ludzie będą mówić ci, że w Urugwaju nic nie ma. Ale mamy nadzieję, że po przeczytaniu naszego małego przewodnika ty już wiesz, na przekór im, że właśnie, że jest! W Urugwaju zdecydowanie jest co zobaczyć! Nam podobało się w tym kraju bardzo i gdyby ceny były nieco niższe zostalibyśmy tam z pewnością o wiele dłużej niż planowane dziesięć dni. Podsumowując naszym zdaniem warto zwiedzić Urugwaj choćby dla podłapania nieco letniej opalenizny i wyciszenia się od wszechobecnego zgiełku. A ty jak uważasz?