Nasze bilety do Libanu wykupiliśmy ze sporym jak na nas wyprzedzeniem. Wtedy też oczywiście nawet nie przypuszczaliśmy, że tydzień przed naszym przylotem w stolicy tego kraju rozpęta się rewolucja. Praktycznie ze spakowaną już walizką pod pachą i biletami w ręce musieliśmy zdecydować co zrobić. Mieliśmy dwie opcje – zrezygnować z lotu albo mimo wszystko nie zmieniać wcześniej już przyjętych planów. To prawda – trochę obawialiśmy się o nasze bezpieczeństwo w Libanie. Jednak byliśmy w stałym kontakcie z naszymi znajomymi z tego kraju, którzy informowali nas na bieżąco o przebiegu rewolucji.
Ostatecznie zdecydowaliśmy się polecieć do Libanu i w tym momencie kiedy piszemy ten tekst bardzo cieszy nas ta decyzja. W kraju tym zobaczyliśmy miejsca i poznaliśmy ludzi, których pokochaliśmy, a przez cały pobyt czuliśmy się bezpiecznie. Oczywiście rewolucja dawała nam się troszkę we znaki, ale zanim napiszemy w jaki sposób wytłumaczmy sobie co tak właściwie działo się w tym Libanie i dlaczego (bo temat ten jest nadal niestety aktualny).
Rewolucja w Libanie w 2019 - co się stało?
Zacznijmy może od tego o co tak właściwie chodzi z tą rewolucją (na ten moment wciąż pokojową), bo na jej temat krążyło sporo przekłamań. Media w Polsce i nie tylko powtarzały wciąż dosyć krzywdzącą śpiewką jako by mieszkańcy Libanu wyszli na ulicę, ponieważ rząd chce opodatkować im WhatsAppa. Pisarstwo na tym poziomie, bez podania szerszego kontekstu, ciężko nazwać dziennikarstwem więc sami przyjrzyjmy się dokładniej o co tak właściwie chodziło Libańczykom.
W Libanie od prawie trzydziestu lat u władzy jest praktycznie ta sama elita rządząca. Nie dbają oni w sposób satysfakcjonujący dla większości ani o swój kraj, ani o obywateli. W ostatnim czasie z powodu działań wojennych do Libanu napłynęło ponad milion Syryjczyków. Jest to ogromna liczba biorąc pod uwagę fakt, że samych Libańczyków mieszka w kraju sześć milionów. Większość z tych przyjezdnych ludzi żyje w ubóstwie. Korupcja oraz zapaść ekonomiczna jest widoczna na każdym kroku. Problem z dysponowaniem śmieciami jest od kilku lat ogromny (nie wierzycie? wygooglujcie '”Liban śmieci”). Darmowa edukacja nie istnieje, to samo tyczy się służby zdrowia oraz jakichkolwiek praw pracowniczych. Mało? W Libanie jest problem z dostępem do wody oraz prądu. Braki elektryczności są na tyle uciążliwe, że praktycznie każdy hotel, sklep czy nawet prywatny dom musi posiadać swój własny generator prądu.
A teraz wisienka na torcie. Rząd miał zamiar opodatkować połączenia internetowe przez komunikatory typu WhatsApp, ponieważ powszechne połączenia telefoniczne są już po tak wygórowanych cenach, że nikt z nich nie korzysta. I to tylko przelało czarę goryczy, było punktem zapalnym, ale nie głębokim powodem rewolucji. Właśnie wtedy w październiku roku 2019 ponad osiemnaście różnych grup religijnych i etnicznych wyszło na ulice Libanu. Wszyscy razem (w szczytowym momencie prawie co drugi obywatel kraju), domagali się zmiany rządu.
Jak wyglądała rewolucja?
Słowo rewolucja nie kojarzy się zbyt dobrze. Pierwsze co przychodzi na myśl to walki, zamieszki, gaz łzawiący i zadyma. Raczej nie istnieje osoba, która słysząc to słowo wyobraża sobie wielką imprezę w centrum miasta, didżeji z różnych zakątków kraju dających koncert przed rewolucjonistami czy blokad ulicy w postaci lekcji jogi. A tak właśnie wyglądała pokojowa rewolucja w Bejrucie. Na głównym placu – Martyr’s Square znajdowały się namioty, w których można było dostać wodę, jedzenie oraz opiekę medyczną. Dodatkowo w mieście rozstawione było całkiem porządne nagłośnienie (na czymś ten DJ musiał grać). Nie chcemy spłaszczać tematu i jasna sprawa, że to nie była w gruncie rzeczy zabawa, ale chcemy ci na tym przykładzie pokazać jakim narodem są Libańczycy. Spoiler – absolutnie wspaniałym.
Oczywiście dochodziło do starć z policją, były drobne zamieszki, paliły się opony, ale wszystko było na tyle pokojowe na ile tylko się to dało. I prawdę mówiąc przebywając w większych miastach poza centrum nie dało się odczuć ducha rewolucji. Z telewizji zaskakiwały nas informacje na temat protestów odbywających się w centrum miasta kiedy my niczego nieświadomi siedzieliśmy kilka przecznic dalej, delektując się pysznym jedzeniem i popalając sziszę. I może tu leży właśnie clue tego wszystkiego – nie pchajmy się gdzieś gdzie nie mamy interesu się pchać. Wtedy będziemy na pewno bezpieczni.
Jak my odczuliśmy rewolucję? Jak rewolucja dała nam się we znaki?
Na naszą podróż po Libanie złożył się czterodniowy pobyt w Bejrucie oraz trochę dłuższa objazdówka po najfajniejszych zakątkach kraju. Kilka nocy spędziliśmy nawet w samochodzie i ogólnie rzecz ujmując w całym Libanie czuliśmy się bezpiecznie. Podczas pobytu w Bejrucie jedyne miejsce gdzie można było odczuć rewolucje to ścisłe centrum miasta. Tam też najważniejsze budynki rządu były totalnie odgrodzone od reszty Bejrutu i najlepszym rozwiązaniem było po prostu nie zapuszczać się w tamte rejony.
Rewolucja najbardziej dawała się nam jako turystom we znaki podczas przemieszczania się pomiędzy miastami. Drogi były zablokowane, w tym również droga dojazdowa na lotnisko. W niektórych dniach (wszystko to korelowało z poczynaniami rządu) drogi były na tyle zabarykadowane, że zamiast 30 minut potrzebnego na dojazd z miejsca a do b, czas wydłużał się do ponad dwóch godzin. Na autostradach były rozkładane i podpalane opony, a zjazd z autostrady i przejechanie ciasnymi uliczkami dłużył się straszliwie. Wszyscy jednak byli wyrozumiali i zdawali sobie sprawę, że to wszystko jest w jakimś celu więc wszystko odbywało się bez awantur.
Nie lada problemem okazała się również benzyna, a tak właściwie jej czasowe braki. Mimo, że stacji benzynowych w kraju jest pod dostatkiem to momentami ciężko było znaleźć czynne. Jeszcze ciężej takie, na których można było płacić kartą. W małych miasteczkach problem ten był najbardziej odczuwalny, więc tankujcie do pełna w Bejrucie!
Oprócz tego w tym okresie większość banków było zamkniętych. Dodatkowo Libańczycy wypłacali wszystkie oszczędności jakie posiadali przez co niestety zdarzało się, że w bankomatach brakowało gotówki. Tyczy się to jednak głównie mniejszych miasteczek, w Bejrucie nie mieliśmy takiego problemu. Raz zdarzyło nam się wrócić sto kilometrów właśnie do Bejrutu po to tylko, żeby wypłacić pieniądze. Niektóre instytucje odmawiały również płatności kartą, ponieważ miały utrudniony dostęp do swoich kont.
Posterunków policyjnych i wojska było bardzo dużo (ale ponoć to u nich normalne). Spotkać można było ich praktycznie na każdym skrzyżowaniu w mieście, na granicy „województw” oraz większych miast. Raz zdarzyło nam się być doszczętnie przeszukanym przez wojskowych. Nie wiemy co miało to na celu, ponieważ naszym zdaniem przeglądanie bielizny to była już lekka przesada.
Gdzie w Libanie trzeba zachować szczególną ostrożność?
Liban jest państwem przyjaźnie nastawionym do turystów, ale tak jak w każdym kraju niektóre tereny są nieco mniej bezpieczniejsze niż inne. Polskie MSZ odradza wszelkich podróży na pogranicze libańsko-syryjskie, libańsko-izraelskie, na południe od rzeki Litani oraz do obozów dla uchodźców takich jak: Nahr Al Bared i Beddawi koło Trypolisu i Ain Al-Hilweh i Mieh Mieh w pobliżu miasta Sydon. Dodatkowo odradzane są również podróże do doliny Bekka (w tym do pięknego Baalbeku) oraz południowej części przedmieść Bejrutu. Komunikaty te oczywiście należy śledzić, ale zawsze warto podpytać zaufanych lokalsów na miejscu o aktualną sytuację.
Tereny na pograniczu z Izraelem oraz w okolicach przygranicznych z Syrią okupowane są przez organizację Hezbollah, która jest uważana przez niektóre państwa za organizację terrorystyczną. Co prawda dane nam było odwiedzić chociażby wspomniany przez nas Baalbek oraz południowy Liban (okolice Tyru) bez żadnych nieprzyjemności. Jeden raz (na szczęście jechaliśmy z miejscowymi) zostaliśmy zatrzymani na terenie okupowanym przez Hezbollah i krótko przepytani o zamiarach podróży. Na tych terenach zalecamy być niezwykle czujnym.
Tak jak w każdym miejscu na świecie i w Libanie polecamy w miejscach mniej turystycznych raczej mieć schowany aparat i inne cenne rzeczy w bezpiecznym, niewidocznym miejscu.
Pamiętać trzeba również, że do Libanu nie wjadą osoby, które posiadają w paszporcie jakiekolwiek wizy, pieczątki wjazdu/wyjazdu, inne znaki świadczące o pobycie w Izraelu. My co prawda byliśmy w Izraelu, ale na szczęście nie posiadaliśmy pieczątki w paszporcie.
Czy Liban jest bezpiecznym krajem?
Generalnie rzecz ujmując Liban jest bezpiecznym krajem i żadne z tych wydarzenia nie spowodowały, że czuliśmy się w tym kraju źle, niebezpiecznie czy w jakiś sposób zagrożeni. Czasami trzeba było bardziej pogłówkować jak przedostać się pomiędzy miastami, bądź jak zdobyć pieniądze (zaopatrz się w gotówkę przed wyjazdem – w kraju tym bardzo lubianą walutą jest stary dobry dolar za którego dostaniesz więcej niż wypadałoby to z kursów bankowych). Wszystko to jednak było raczej ciekawą przygodą, a nie walką na śmierć i życie. Na ulicach miast na co dzień króluje kawa oraz góry śmieci. Turyście nie wzbudzają specjalnego zdziwienia. W mniejszych miasteczkach bywali czasami zaskoczeni naszą obecnością, ale było to raczej bardzo pozytywne wrażenie. Myślę, że spokojnie można powiedzieć, że w Libanie obowiązują takie same zasady bezpieczeństwa jak w innych miejscach. Trzymaj się z dala od demonstracji, nie chodź samotnie nocą w miastach i generalnie ufaj swojej intuicji. I pamiętaj! Największym niebezpieczeństwem jakie czycha na ciebie w Libanie są lokalni ludzie, którzy z przyjemnością przekarmią cię swoim pysznym jedzeniem (o tym co koniecznie jeść w Libanie przeczytaj w naszym przewodniku po libańskiej kuchni.
O aktualnym stanie bezpieczeństwa więcej możesz przeczytać na stronie MSZ.Polecamy bardzo odwiedzić ten mocno niedoceniany kraj. Jest tam bezpiecznie, a ludzie są przemili i gościnni. Nam Liban skradł serca i podniebienia. Jest to kraj mały ale pełen atrakcji – idealny na dłuższy wypad. Przed wyjazdem do Libanu zapoznaj się z naszym przewodnikiem po Libanie żeby ułatwić sobie planowanie!